Napisane, odbębnione, wysłane. Szału nie ma. Lepiej nie czytajcie. 😦
Majster Zdzich kontra Komornik
– Nie możesz wyjechać – opatulony w koc komornik Jan Sknera próbował powstrzymać swoją żonę przed wyjazdem do matki – kto mi będzie gotował obiadki?
– A na czym mam gotować? – żona komornika aż trzęsła się z wściekłości – Nie ma gazu, nie ma prądu. Nawet samochodu nie mam żeby pojechać po chleb. Albo do niego zadzwonisz, albo mieszkaj sobie sam w tej zimnicy! – trzasnęła drzwiami taksówki i Jan Sknera został sam.
– Przecież wiesz, że nie mogę zadzwonić! – krzyknął za odjeżdżającą taksówką – Nie mogę przegrać z jakimś budowlańcem. Jestem komornikiem! To ja mam władzę!
Wszystko zaczęło się od pomyłki urzędnika sądowego. Popełnił błąd w przepisywaniu danych dłużnika i wystawił nakaz eksmisji na niewłaściwy adres. Na adres majstra Zdzicha. Zdzich zareagował jak na majstra przystało, wywlókł komornika za fraki z podwórka i wrzucił do kałuży przed posesją. Komornik nie potrafił znieść takiej zniewagi i poprzysiągł sobie, że zniszczy Zdzicha. Kiedy majster został oskarżony o pobicie i znieważenie urzędnika państwowego na służbie, nie wytrzymał i zadzwonił do Sknery:
– Pan Zdzisław? – odebrał komornik z wyraźną satysfakcją w głosie – Mówiłem, że zadarł pan z niewłaściwym człowiekiem. Czy pan wie jakie ja mam znajomości?
– Słuchaj Sknera – Zdzich mówił spokojnie i powoli – mam głęboko w dupie kogo ty tam znasz. Chciałem tylko cię poinformować, że najpóźniej za miesiąc zadzwonisz do mnie z przeprosinami i wycofasz oskarżenie.
Sknera patrzył na słuchawkę jak zaczarowany. Żyła na czole pulsowała mu szaleńczo. Jeszcze nikt go tak nie obraził. Nikt! Oczami wyobraźni widział jak puszcza Zdzicha z torbami i osobiście licytuje jego dom za grosze. Telefon zadzwonił ponownie. Komornik chwycił słuchawkę i wrzasnął
– Słuchaj Gnido, zniszczę cię…
– Gnido? – kobiecy głos w słuchawce wrzasnął jeszcze głośniej, Sknera położył uszy po sobie – jak ty się odzywasz do żony?
– Przepraszam Rybciu – kajał się Sknera – czekałem na telefon od dłużnika
– Nie piernicz tylko przyjedź po mnie, zholowali mi samochód. Policjant znalazł jakieś luzy w kierownicy i zabrał dowód rejestracyjny.
W warsztacie Sknera dowiedział się, że naprawa będzie bardzo droga, a na części trzeba będzie poczekać miesiąc.
– Ale jak chce pan przyspieszyć to musi pan zadzwonić do wie pan kogo – zawołał mechanik za odjeżdżającym komornikiem.
To był dopiero początek nieszczęść Sknery. Dwa dni później komornik nie wypił porannej kawy bo gaz odcięli i zaspany prawie wjechał do wykopu jaki powstał przez noc przed jego bramą.
– I jak ja mam teraz wyjechać?
– Z gazem nie ma żartów panie – odpowiedział pracownik gazowni gasząc butem papierosa – dostaliśmy w nocy zgłoszenie, że gaz się ulatnia. Musimy wymienić kawał rury. Za miesiąc skończymy.
– To gazu też przez miesiąc nie będzie? Jest styczeń, mróz, a je bez gazu nie mam ogrzewania. I nie mam jak wyjechać na ulicę.
– Właściwie to tak – zadumał się gazownik – no chyba że…
– Taak? – nadstawił ucho Sknera
– No chyba, że zadzwoni pan do wie pan kogo.
Dopiero w taksówce Sknera zaczął podejrzewać od kogo może chodzić. Do kogo powinien zadzwonić, do tego jak mu tam? Zdzicha! Cały dzień w pracy nie mógł się skupić. Obdzwonił gazownię, warsztaty samochodowe i wszędzie usłyszał, że miesiąc. No chyba że zadzwoni do wie kogo.
Po trzech tygodniach Jan Sknera znienawidził słowo „miesiąc”, a na słowo „wie pan kogo” dostawał konwulsji. Do pracy dojeżdżał taksówką, żona wyjechała do matki, w domu nie miał gazu i ogrzewania a na dodatek odcięli mu prąd. W Enei dowiedział się od dyrektora, że naprawią za miesiąc, no chyba że zadzwoni do…
– Wiem kurwa kogo! Wiem. – trzasnął drzwiami i wyszedł zrezygnowany.
Te same słowa wykrzykiwał wychodząc z gabinetów Wójta, Komendanta Policji i Senatora. Ale Sknera nie zamierzał odpuścić. Korzystał już kilka razy z usług miejscowych gangsterów, którzy zmiękczali najbardziej opornych dłużników. Umówił spotkanie z szefem lokalnej mafii.
– Cześć Bolo – komornik jeszcze nigdy tak się nie cieszył na widok kryminalisty – jest robota.
– Uprzedzono mnie Sknera, że przyjdziesz – Bolo poprawił dres i podrapał się po tatuażu z czaszką na ogromnym karku.
– Jak to? Kto?
To nie wiesz, że jestem siostrzeńcem wiesz kogo? – Bolo uśmiechnął się złowieszczo i poklepał Sknerę po ramieniu – wiesz, gdzie masz zadzwonić. Zostały ci dwa dni.
Z komornika zeszło całe powietrze. Nigdy dotąd nie czuł się tak bezsilny.
Dwa dni później komornik obudził się w bojowym nastroju. Obiecał sobie, że się nie podda, że przetrzyma a potem załatwi tego budowlańca. Mróz puścił i wyszło słońce. Wyszedł przed dom i zobaczył geodetów za bramą.
– A co panowie tu mierzą?-
– Wytyczamy teren pod obwodnicę, wszystko tutaj będzie wyburzone – geodeta uśmiechnął się pod nosem – no chyba, że…
– Wiem! – poranny bojowy nastrój pękł jak bańka mydlana.
Sknera usiadł zrezygnowany na śniegu, wyciągnął z kieszeni telefon i wykręcił numer, który śnił mu się codziennie przez ostatnie dwa tygodnie:
– Pan Zdzisław?