Mój pierwszy wpis polityczny (mam nadzieję, że ostatni).

– Jarek – zadumał się Antoni – Putin jest za bogaty i rozrabia,  trzeba uderzyć w ruską gospodarkę.
– Masz rację Antoś – Jarek znudzony masował prawą piętę – masz jakiś pomysł?
– Jane, że mam – Antoś zaskoczony potrzebą wymóżdżenia czegoś mądrego zabłysnął – Wiem! Dotąd tłumaczyliśmy nasze raporty dotyczące służb i listy agentów na rosyjski za nasze pieniądze. Niech teraz tlumaczą sobie sami.To kupę kasy kosztuje.
-Jesteś pewien, że to zadziała?
-Eeee

P.S. Dla tych,którzy mnie jeszcze pamiętają.

Żyję.


Podczas niedzielnego obiadu Angelina postanowiła poinformować męża o swoim nowym kaprysie.
– Bradzie Picie mężu ty mój. Mam kaprycho.
– Jakież to kaprycho cię naszło Angelino Jolio żono ty moja? – Brad odetchnął z ulgą, żona od tygodnia nie miała żadnego kaprycha i już zaczął się niepokoić, że na zdrowiu podupadła.
– Cyce mi się znudziły.
– No i co? – Brad spokojnie przeżuwał kotleta, tuning cyców w Holiłudzie to nic nowego
– I se je uchlastam.
– Ale po co od razu chlastać? – Brad zbladł i kotlet ugrzązł mu w gardle – nie można starych jakoś nareperować?
– Nic się nie martw mężu mój Bradzie Picie – uspokajała go Angelina – przyszyją mi nowe, fajowsze.
– Fajowsze? – Pit odetchnął z ulgą – A co ze starymi jest nie tak?
– No sam zobacz – Angelina wyciągnęła cyce z dekoltu i położyła na stole
– No faktycznie – Brad podrapał się po skroni – jakieś takie przydługie.
– Przydługie? – wściekła się Angelina – pępek mi zakrywają, jeszcze trochę o kolana zaczną mi się obijać.
– Aj tam, aj tam. Przynajmniej mam co miętolić – Brad nadal nie był przekonany do radykalnego pomysłu żony – co prawda jak cię chędożyłem przedwczoraj, to ci przycisnąłem lewego cycka kolanem do materaca, ale mówiłaś że nie boli.
– Nie powinieneś żartować Bradzie – Angelina zabrała cycki ze stołu i upchnęła je z powrotem w dekolcie – ja już przestałam jeździć rowerem, boję się że wypadną mi ze stanika i wkręcą się w łańcuch.
– No już dobrze, nie gniewaj się moja ty Angelino Jolio – podszedł do żony i uściskał ją czule – tylko niech ci szybko przyszyją nowe bo bez cycków to ty nawet w „Trudnych sprawach” roli nie dostaniesz.
– Bradzie Picie? – Angelina odwzajemniła uścisk
– Tak?
– Dlaczego my tak sobie przez cały dzień po nazwisku mówimy?
– No właśnie nie wiem, Chyba Juanita dodała nam coś do kotleta.
– Kocham cię Pierdzioszku
– Kocham cię… ee.. Deseczko?

Tydzień później w klinice chlastania cyców w Holiłudzie:

– Zostaniesz ze mną dzisiaj Pierdzoszku? To ostatnia noc ze starymi cycami.
– Oczywiście kochanie, tylko tak się zastanawiam…
– Taak?
– Co my powiemy dziennikarzom? Napiszą, że zwariowałaś i uchlastałaś se cyce dla kaprycha.
– No to co? Przecież dla kaprycha sobie je uchlastam.
– Nie no. Tak nie można. Zrujnujesz swój wizerunek, trza coś wykombinować żeby zrobić z tego wydarzenie i jeszcze na tym zarobić.
– Brad! – Angelina spojrzała na niego z podziwem – ty jesteś bardziej chciwy i zepsuty niż ja!
– No Ba! Przecież jestem gwiazdą! – Brad był z siebie dumny, miał wrodzony dar wyciskania kasy ze wszystkiego – Dobra, zrobimy tak. Wciśniemy dziennikarzom kit, że uchlastałaś sobie cyce bo musiałaś. Na przykład że… eee… ze względów zdrowotnych. Damy w łapę doktorowi, on wymyśli jakąś wiarygodną historyjkę.

Godzinę  później. Doktor wziął w łapę i wymyślił wiarygodną historyjkę:

– Ja pierniczę Brad! – Angelina wątpiła, czy to wszystko się uda – Nikt tego kitu nie łyknie. Kto uwierzy, że uchlastałam sobie zdrowe cyce, bo doktor znalazł u mnie jakiś felerny gen.
– Łykną. Co mają nie łyknąć. Zostaniesz męczennicą walki z rakiem, media zrobią z ciebie świętą, napiszesz książkę i zarobimy miliony.
– No i będę miała nowe fajowsze cyce – rozpromieniła się Angelina.
– To co teraz? – spojrzał na nią lubieżnie Brad – idziemy się pochędożyć? Ostatni raz pomiętolę stare cyce.
– Mmmm – Angelina przyciągnęła Brada do siebie i ugryzła go w ucho – tylko tym razem uważaj, nie nadepnij.


Obudziłem się dzisiaj rano i dopiero po chwili dotarło do mnie, że ten upierdliwy budzik nie powinien istnieć. Mało tego, ja nie powinienem istnieć. Moje ciało powinno wyparować, utonąć, zostać zmiażdżone stertą gruzów, pożarte przez zombie, powinno być porwane przez falę uderzeniową koreańskiej bomby. Tak czy inaczej nie powinienem się obudzić. A tu co? Budzik!!! No trudno. Zniechęcony istnieniem wytrąbiłem szybką kawę, która nie powinna istnieć i pojechałem do pracy, której nie powinno już być. Wszedłem do biura, odsłoniłem rolety, a tam wielki X – symbol niewiadomej, symbol zdziwienia. No tak. Sklepienie też się dziwi że jeszcze jest. Nieczęsto zgadzam się z niebem, ale tym razem byliśmy wyjątkowo zgodni.

Wielki X

Wielki X


Napisane, odbębnione, wysłane. Szału nie ma. Lepiej nie czytajcie. 😦

Majster Zdzich kontra Komornik 

– Nie możesz wyjechać – opatulony w koc komornik Jan Sknera próbował powstrzymać swoją żonę przed wyjazdem do matki – kto mi będzie gotował obiadki?
– A na czym mam gotować? – żona komornika aż trzęsła się z wściekłości – Nie ma gazu, nie ma prądu. Nawet samochodu nie mam żeby pojechać po chleb. Albo do niego zadzwonisz, albo mieszkaj sobie sam w tej zimnicy! – trzasnęła drzwiami taksówki i Jan Sknera został sam.
– Przecież wiesz, że nie mogę zadzwonić! – krzyknął za odjeżdżającą taksówką – Nie mogę przegrać z jakimś budowlańcem. Jestem komornikiem! To ja mam władzę!

Wszystko zaczęło się od pomyłki urzędnika sądowego. Popełnił błąd w przepisywaniu danych dłużnika i wystawił nakaz eksmisji na niewłaściwy adres. Na adres majstra Zdzicha. Zdzich zareagował jak na majstra przystało, wywlókł komornika za fraki z podwórka i wrzucił do kałuży przed posesją. Komornik nie potrafił znieść takiej zniewagi i poprzysiągł sobie, że zniszczy Zdzicha. Kiedy majster został oskarżony o pobicie i znieważenie urzędnika państwowego na służbie, nie wytrzymał i zadzwonił do Sknery:
– Pan Zdzisław? – odebrał komornik z wyraźną satysfakcją w głosie – Mówiłem, że zadarł pan z niewłaściwym człowiekiem. Czy pan wie jakie ja mam znajomości?
– Słuchaj Sknera – Zdzich mówił spokojnie i powoli – mam głęboko w dupie kogo ty tam znasz. Chciałem tylko cię poinformować, że najpóźniej za miesiąc zadzwonisz do mnie z przeprosinami i wycofasz oskarżenie.

Sknera patrzył na słuchawkę jak zaczarowany. Żyła na czole pulsowała mu szaleńczo. Jeszcze nikt go tak nie obraził. Nikt! Oczami wyobraźni widział jak puszcza Zdzicha z torbami i osobiście licytuje jego dom za grosze. Telefon zadzwonił ponownie. Komornik chwycił słuchawkę i wrzasnął
– Słuchaj Gnido, zniszczę cię…
– Gnido? – kobiecy głos w słuchawce wrzasnął jeszcze głośniej, Sknera położył uszy po sobie – jak ty się odzywasz do żony?
– Przepraszam Rybciu – kajał się Sknera – czekałem na telefon od dłużnika
– Nie piernicz tylko przyjedź po mnie, zholowali mi samochód. Policjant znalazł jakieś luzy w kierownicy i zabrał dowód rejestracyjny.
W warsztacie Sknera dowiedział się, że naprawa będzie bardzo droga, a na części trzeba będzie poczekać miesiąc.
– Ale jak chce pan przyspieszyć to musi pan zadzwonić do wie pan kogo – zawołał mechanik za odjeżdżającym komornikiem.
To był dopiero początek nieszczęść Sknery. Dwa dni później komornik nie wypił porannej kawy bo gaz odcięli i zaspany prawie wjechał do wykopu jaki powstał przez noc przed jego bramą.
– I jak ja mam teraz wyjechać?
– Z gazem nie ma żartów panie – odpowiedział pracownik gazowni gasząc butem papierosa – dostaliśmy w nocy zgłoszenie, że gaz się ulatnia. Musimy wymienić kawał rury. Za miesiąc skończymy.
– To gazu też przez miesiąc nie będzie? Jest styczeń, mróz, a je bez gazu nie mam ogrzewania. I nie mam jak wyjechać na ulicę.
– Właściwie to tak – zadumał się gazownik – no chyba że…
– Taak? – nadstawił ucho Sknera
– No chyba, że zadzwoni pan do wie pan kogo.
Dopiero w taksówce Sknera zaczął podejrzewać od kogo może chodzić. Do kogo powinien zadzwonić, do tego jak mu tam? Zdzicha! Cały dzień w pracy nie mógł się skupić. Obdzwonił gazownię, warsztaty samochodowe i wszędzie usłyszał, że miesiąc. No chyba że zadzwoni do wie kogo.

Po trzech tygodniach Jan Sknera znienawidził słowo „miesiąc”, a na słowo „wie pan kogo” dostawał konwulsji. Do pracy dojeżdżał taksówką, żona wyjechała do matki, w domu nie miał gazu i ogrzewania a na dodatek odcięli mu prąd. W Enei dowiedział się od dyrektora, że naprawią za miesiąc, no chyba że zadzwoni do…
– Wiem kurwa kogo! Wiem. – trzasnął drzwiami i wyszedł zrezygnowany.
Te same słowa wykrzykiwał wychodząc z gabinetów Wójta, Komendanta Policji i Senatora. Ale Sknera nie zamierzał odpuścić. Korzystał już kilka razy z usług miejscowych gangsterów, którzy zmiękczali najbardziej opornych dłużników. Umówił spotkanie z szefem lokalnej mafii.
– Cześć Bolo – komornik jeszcze nigdy tak się nie cieszył na widok kryminalisty – jest robota.
– Uprzedzono mnie Sknera, że przyjdziesz – Bolo poprawił dres i podrapał się po tatuażu z czaszką na ogromnym karku.
– Jak to? Kto?
To nie wiesz, że jestem siostrzeńcem wiesz kogo? – Bolo uśmiechnął się złowieszczo i poklepał Sknerę po ramieniu – wiesz, gdzie masz zadzwonić. Zostały ci dwa dni.
Z komornika zeszło całe powietrze. Nigdy dotąd nie czuł się tak bezsilny.

Dwa dni później komornik obudził się w bojowym nastroju. Obiecał sobie, że się nie podda, że przetrzyma a potem załatwi tego budowlańca. Mróz puścił i wyszło słońce. Wyszedł przed dom i zobaczył geodetów za bramą.
– A co panowie tu mierzą?-
– Wytyczamy teren pod obwodnicę, wszystko tutaj będzie wyburzone – geodeta uśmiechnął się pod nosem – no chyba, że…
– Wiem! – poranny bojowy nastrój pękł jak bańka mydlana.
Sknera usiadł zrezygnowany na śniegu, wyciągnął z kieszeni telefon i wykręcił numer, który śnił mu się codziennie przez ostatnie dwa tygodnie:
– Pan Zdzisław?

Pomocy!!!

Posted: 27 października 2012 in Dyrdymały i pierdoły
Tagi:

Do wtorku muszę oddać kolejny odcinek przygód Majstra Zdzicha. Nie mam pomysłu, nie mam weny, nie mam nic. Jestem w czarnej dupie!

 

Pomożecie?

T – robal

Posted: 7 października 2012 in Dyrdymały i pierdoły
Tagi: ,

T robal kiedy ma zamiar zaatakować zamienia się w strzałkę.

Wszystkich, którzy czekają na moje teksty przepraszam za lenistwo. Już niedługo.


No i nadszedł dzień ogłoszenia wyników kasetowego konkursu. Konkurs wymóżdżony przez Edgara został ogłoszony w pierwszym dniu drugiej edycji Międzynarodowego Tygodnia Słuchania Kaset Magnetofonowych. Z grubsza chodziło o to, żeby przysłać zdjęcia kasety, lub przyrządu do jej odtwarzania i napisać krótki tekst z nimi związany.

Nadesłaliście wstrząsającą ilość prac – cztery:

Praca konkursowa nr 1 – Zwycięzca!

Praca konkursowa nr 2

Praca konkursowa nr 3

Praca konkursowa nr 4

Jury miało nielichy orzech do zgryzienia. Wszyscy uczestnicy konkursu nadesłali prace naładowane wiadrami wspomnień i emocji. Be Red, Charlie, Jurek i Agnieszka przyprawili jury o ból głowy, zębów i wielu innych części jurorskich organizmów. Wszystkie teksty genialne, a wybrać i nagrodzić kogoś trzeba. Mam wyrzuty sumienia, że Edgar nie sklonował nagrody i nie możemy nagrodzić wszystkich. Po długich i wyczerpujących dyskusjach Jury podjęło decyzję. Zwycięzcą historycznego pierwszego kasetowego konkursu zosatał:

Be Red

W związku z wyrównanym poziomem konkursu szalę zwycięstwa na korzyść Be Reda przeważyła zawartość przedstawionej kasety. Autorskie nagrania kapeli Be Reda nagrane w analogowych czasach wywołały w Jury falę zazdrości. Zawsze podziwiałem ludzi, którzy potrafią wydobyć z instrumentów miłe dla ucha dźwięki. Niestety ja tego nie potrafię. Jedynym utworem, jaki udało mi się zagrać był „Wyszły w pole kurki trzy” na flecie prostym w podstawówce. Podsumowując Deck dla Be Reda.

Zapraszamy do konkursu za rok.

Grafo i Edgar


Tak. Jestem leniem. Nie mam żadnego wytłumaczenia, że spóźniłem się tydzień z podsumowaniem drugiej edycji MTSKM. To skandal! Jednak spóźnienie troszkę się opłaciło. Dzisiaj, tydzień po zamknięciu drugiego MTSKM dołączył kolejny blog. Lepiej późno niż wcale.

A teraz podsumowanko. Nie licząc Ojca prowokatora Edgara, mnie i dzisiejszej spóźnicielki do akcji dołączyło 12 blogów. O dwa więcej niż rok temu! Toż to spektakularny sukces. Takie zainteresowanie nie śniło się nawet filozofom. Jestem wstrząśnięty i wzruszony.

Do MTSKM 2 dołączyli:

Auctor ex machina
Dom Peonii
Świat Aniki
Szary Burek 
Gdyby wszystkie słowa 
Dla Ciebie Gramy -prezentuje Piotyr2 
Two Bored Men
Ocalić od zapomnienia 
Moja Stodoła
Blog Charliego Bibliotekarza
Rockomotive
Wywoływanie duchów

oraz spóźnicielka

Tendresse

Fajnie było? Przypomnieliście sobie dawne imprezy? Przypomnieliście sobie sytuacje, o których nie myśleliście od lat? Trzech uczestników konkursu przypomniało sobie co nie co. Przysłali zdjęcia i dramatyczne historie związane z kasetami. My je opublikujemy i po zebraniu jury poczęstujemy nagrodą zwycięzcę. A oto kandydaci, ich zdjęcia i historie:

Praca konkursowa nr 1

Praca konkursowa nr 2

Praca konkursowa nr 3

Praca konkursowa nr 4

Jeszcze dzisiaj do północy można brać udział w konkursie. Do północy można dosyłać swoje prace. Do dzieła kaseciarze. Super Mega Deck czeka!

Na zdjęciu poniżej pudła z kasetami z którymi obcowałem podczas tegorocznego MTSKM. Wiele z okładek jest niestety pustych. Moje największe skarby zwędził rabuś, który dwa lata temu włamał się do mojego samochodu i opróżnił schowek pełen kaset. Cham jeden No!

Najwięcej frajdy sprawiło mi odnalezienie kasety Falco. Słuchałem go jeszcze w podstawówce. Ehh!

Czekamy na was za rok!


Charlie Bibliotekarz  dołączył do naszej akcji na swoim blogu Blog Charliego Bibliotekarza , potem podesłał zdjęcie i tekst konkursowy. Charlie czai się na Decka!

 

Moją pierwszą WŁASNĄ kasetą KULTU była ta, która nosiła nazwę nomen omen „Kaseta”. Pamiętam jak wymodliłem ją od ojca za obietnicę wykonywania upokarzających prac porządkowych w jego garażu do końca świata i o kilka dni dłużej. A nie była to kaszka z mlekiem, gdyż ojciec strasznym bałaganiarzem jest. I w garażu owym natrafić można było na przerażające organizmy, które wyewoluowały z zawartości starych puszek po farbach i różnego rodzaju smarach. Miałem wtedy może dwanaście lat.
I tak się zaczęła moja fascynacja zespołem KULT. Skrupulatnie zbierałem swoją kolekcję taśm. Dopóki nie zakupiłem odtwarzacza CD, ale to było znacznie później. Dziś o taśmach. W szczytowym okresie miałem całą „dyskografię” Kultu na kasetach. Niektóre jak „Tata Kazika” czy też „Tata 2” lub „Ostateczny Krach Systemu Korporacji” są niemal nie do odtworzenia: zbyt często grały w moim magnetofonie. Kultu słuchałem tak namiętnie, że moja najmłodsza siostra, będąca pierwszym rocznikiem gimnazjum, na maturze ustnej z języka polskiego mówiła o tekstach niejakiego pana Kazimierza Staszewskiego. Dostała szóstkę.
Niestety dziś w kolekcji nie posiadam wszystkich kaset. Niektóre pożyczyłem, inne zaginęły, ale te które przetrwały zyskały drugą młodość, gdyż grają u mnie w samochodzie:) Posiadam bowiem auto z odtwarzaczem kasetowym, w którym wciąż drzemie moc.
Na blogu Edgara znajdziecie pracę konkursowa autora bloga „Gdyby wszystkie słowa„. Czyli mamy już dwie prace walczace o Złotego Decka. 🙂
Kto następny?

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Trzy, czte-ry! Poszło!
Druga edycja ogólnogalaktycznej akcji MTSKM rusza z przytupem! 
Rok temu Międzynarodowy Tydzień Słuchania Kaset Magnetofonowych pobił wszelkie rekordy popularności. Niewiarygodne ilości magnetofonów (chyba z dziesięć) przez tydzień odtwarzały muzykę bez wytchnienia, na okrągło, a nawet przez cały czas. Dawno niesłyszane dźwięki uruchomiły lawinę wspomnień tak wspaniałych, że na świecie zapanowała miłość, pokój i ogólna szczęśliwość. Nie było wojen i wszyscy byli równi. Tylko Edgar i ja byliśmy równiejsi. Ale to było rok temu, przez ten czas świat zszedł na psy i znowu trzeba go ratować.
 
A więc ruszamy z drugą edycją MTSKM. Odpalajcie swoje stare magnetofony, wyciągajcie pudła z kasetami z piwnic, strychów i garaży. Kilometry taśmy zamknięte w plastikowych pudełkach z rolkami czekają! Odtwórzcie swoje kasety jeszcze raz, zanim do końca się rozmagnesują. Dołączajcie się! Każdy blog, który umieści wpis o akcji i poinformuje o tym mnie lub Edgara w komentarzach zostanie wymieniony i podlinkowany w następnym poście. 
Męczcie swoje kasety przez tydzień i podzielcie się z nami wrażeniami. Najlepiej na piśmie. Albowiem Edgar wymóżdżył dla Was konkurs, i to nie byle jaki konkurs. 
 

Konkurs z nagrodą!

 
Nagrodą, którą osobiście ufundował Ojciec Założyciel akcji Edgar jest deck AKAI GXC-710D.
Piękny vintage, ze wskaźnikami wychyłowymi, ciężki jak cholera klamot. Jest sprawny, tylko czasem klapka kieszeni się zacina. Może znajdzie się ktoś, komu serce zabije szybciej gdy postawi na swojej półce ten piękny magnetofon.
A teraz zasady konkursu:
Proszę przysłać na mój lub Edgara adres mailowy zdjęcie kasety, lub sprzętu audio, który posiada magnetofon i napisać kilka zdań o widocznym na fotce przedmiocie. Może to być anegdota, historia z nim związana, lub jakieś osobiste wspomnienie. Najciekawsze będziemy publikować na MOTH i Poważnie Niepoważnym Blogu. Nie będziemy się dublować, więc warto zaglądać tu i tu 😉
Pamiętajcie, że wysyłając swoje prace zgadzacie się na nieodpłatną publikację na naszych blogach! W konkursie nie mogą uczestniczyć jurorzy, czyli Edgar i Graforoman. Decyzje podjęte w związku z przyznaniem nagrody są nieodwołalne i nie podlegają żadnej dyskusji. Zwycięzca zostanie wyłoniony po burzliwych dyskusjach i zostanie ogłoszony kilka dni po zakończeniu MTSKM 2. Wszystko zależy od ilości nadesłanych materiałów.
Po ogłoszeniu wyników proszę zwycięzcę o kontakt ze znanym filantropem, hojnym fundatorem nagrody Edgarem i podanie adresu, na który wysłany będzie magnetofon. Koszty wysyłki pokrywa jury, sprzęt zostanie wysłany w przeciągu tygodnia od otrzymania maila z adresem. Dane adresowe zostaną wykorzystane tylko i wyłącznie do wysłania paczki i zaraz potem zostaną skasowane z komputera oraz pamięci Edgara (to tak na wypadek podpadnięcia pod ochronę danych osobowych…).
Swoje dzieła nadsyłajcie na adresy mailowe:
Ojca Założyciela Edgara –  jestemedgar@gmail.com
Ojca Prowokatora Graforomana –  roman.chlor@gmail.com
Deck AKAI GXC-710D na nowego pana. Przygarnijcie Decka. 😉
Do dzieła Rodacy!