Wyszło na to, że pierwszy wpis w tym roku będzie o żarciu.
Jedyną wadą zup jest to, że nie ma co w nich gryźć. Zawsze nakładając sobie zupę wybierałem gęste frakcje z dna gara, tudzież wazy. Ileż można? Ileż można wiosłować wazówką po garze, żeby wydobyć choć jeden lichy kawałek marchewki? To nie ludzkie! Człek głodny jak cholera, a tu każą jeść tłustą wodę z kawałkiem mięsa i warzywka. Na starość powiedziałem dość! Postawiłem się tradycji i zacząłem gotować zupy po swojemu, po gęstemu! Pisałem już wcześniej, że uwielbiam kroić, ciachać, obierać i ćwiartować. Jestem Wielofunkcyjnym Organicznym Robotem Kuchennym (czytaj WORKer) z opcją wynoszenia śmieci i wyprowadzania psa na spacer. Wróciłem ostatnio do swojego starego ostrza roboczego Fiodora. Zaostry nie wytrzymał i rozpadł się w wyniku intensywnej eksploatacji.
Wracając do barszczu. Najsampierw, albo nawet najsamprzód wrzucam do gara napełnionego do połowy wodą fragment nieżywej kury i gotuję. Doprawiam kostką rosołową, solą, pieprzem, lubczykiem, liściem laurowym i zielem angielskim. Tu do akcji z zapałem wkracza nóż Fiodor. Obiera, kroi i chlasta bez opamiętania. Po kolei do wywaru trafiają: cebula, czosnek, por, seler, pietruszka, marchew, natka pietruszki, koper i liście buraka (zamroziłem sobie latem). Tym razem do barszczu trafiła także kiełbasa jałowcowa, żołądki drobiowe i grzyby suszone. Na koniec wrzucam dużo startych i pokrojonych buraków ćwikłowych. Szaleństwo krojenia i wrzucania warzyw do gara trwa tak długo, aż gar wypełni się po brzegi. Kiedy już gar jest pełen, a warzywa i mięso wystają ponad lustro zupy wlewam odrobinę octu dla zachowania koloru, zaprawiam śmietaną i można jeść. No prawie można. Wrzucam do michy kilka ugotowanych wcześniej ziemniaków, zalewam je moim produktem barszczopodobnym i pożeram.
Wygląda nieziemsko:)
O Jezus Ma ryja.Toż to zupa warzywna z burakami:) Na pewno można się najeść. Swoją drogą też lubię zupy, którymi można się najeść, a nie tylko napić.
Ostatnio jestem na etapie zachwycania się chemią spożywczą. Odpowiedni aromat i smak zwiększa chęć zjedzenia czegoś, czego się nie lubi. A dzisiaj zrobiłam florentynki. Bez aromatu, bo nie jest potrzebny, ale za to najeżone bakaliami.
barszcz z kiełbasą jałowcową brzmi dla mnie nowo ale smacznie. I gdyby nie te żołądki (fuj) to bym się uśliniła:)
Można nabrać bez żołądków. 😉 Kiełbasa dodaje barszczowi zapachu wędzonki.
Tak to opisałeś, że mnie zalewa śliną, jak psa. A przecież i obiad był i kawa z ciastem.
Grafomanie, podaj , proszę proporcję – no mnie więcej na oko, ile Ty tych warzyw dajesz . I na ile litrów masz ten duży gar.
Pytanie natury praktycznej – czy nie byłoby wygodniej ugotować razem z całą armią warzyw również i ziemniaki?
🙂
Może można by było ugotować ziemniaki razem, ale jakoś tak się naumiłem osobno.
Co do proporcji, to ja zawsze gotuję na czuja. Ale spróbuję: Garnek pięciolitrowy (największy jaki mam), dwa uda z kurczaka, pół pęta jałowcowej, jedna pietruszka, pół selera, dwie duże marchewki, i cztery duże buraki, pół cebuli sześć ząbków czosnku, pół pora. I takie tam inne.
ja bym na wszelki wypadek zmielił tę zupę najpierw 😉
Wtedy nie byłaby już do gryzienia. 😉 Ino do siorbania.
mam słabość do zup w stanie płynnym lub okolicznym 😉
Widać Onibe nie jest zgryźliwe. A Grafo jest, i to bardzo. 😉
I znowu smakowicie się zrobiło u Ciebie 🙂 Nie lubię barszczu (czystego ! ale lubię ukraiński , botwinkę i zabielany), ale ten wygląda cool !
Pomimo iż róż ten wygląda strasznie podejrzanie…. Zgłodniałam. 🙂
To buraczany róż utrwalony octem. Żadnych glutaminianów, czy innych gum arabskich albo słodzików. Kolory natury. 😉
A mój pierwszy komentarz będzie upierdliwy – „nie ludzkie” pisze się razem:) ale zupiszcza zazdroszczę:)
Toż to w przedpoprzednim poście udowodniłem swoją dwóję z polskiego. 😉
uwielbiam taki gęsty barszcz…toż to jak barszcz ukraiński tyle że bez fasoli :)…kurde, obśliniłam się na noc 😀
Zmień rano poduszkę. 😉
musze przyznać, ze to jeden z lepiej napisanych przepisów kucharskich jaki w życiu czytałem 🙂
Nawet smakowicie wygląda.
A ja tam wolę troszkę rzadsze, kolor może być 😉
barszczyk to lubię jednak taki rzadszy, bardziej do picia, ale inne zupki to już wolę trochę pogryźć… przepis robi wrażenie, tylko ja wegetarianka musiałabym go troche jednak zmodyfikować…
To coś jak ten” ukraiński” . Ja trę grubo buraki( surowe! ) i marchew, wszystko jest wtedy mocno ” esencjonalne”. Wcześniej wrzucam fasolę Jaś.I na koniec ugotowane jajka.
Jak będzie zapotrzebowanie, wrzucę przepis .
A ten klarowny, o którym wspomina Kylinn, to cudo przy większych, mocno zakrapianych imprezach
( tzn raczej PO imprezach)
😉
O jaka piękna zupa! Zjadłabym 🙂
Raczej wyrób zupopodobny (bez konserwantów) 😉
O taką zupę to bym zjadła:)
Czy można Cię wynająć do tego ciachania, krojenia etc? 🙂
Cóż zupa wygląda co najmniej interesująco a ja po raz kolejny upewniam się, że od garów to są faceci a nie babki. Nie rozumiem tego tradycyjnego podziału ról, skoro to Wasz gatunek został zaopatrzony we wrażliwe podniebienie i wybitne zdolności kulinarne. Krótko mówiąc ” chłopy do garów !!!”
Sitelola!
Masz rację, chłopy są zajebistymi kucharzami, nieskromnie mówiąc o sobie i o graforomanie
Raczej o Tobie Norbert. Ja tam tylko kroić i mieszać potrafię. 🙂
…ślinka leci! Mniam… 🙂
Jak dla mnie rewelacja, najlepszy pomysł to jałowcowa w barszczu. Nie wiem jaki jest naukowy związek zapachu ze smakiem, ale na mnie działa i to bardzo. Nie przepadałem za zupami, teraz wiem dlaczego, za mało w nich jest do gryzienia.
Tak to jest. Żeby się najeść, trzeba się nagryźć. 🙂